Amulet

Amulet

„A M U L E T”

Fragment Pierwszy – Intro

Rycerz z niedowierzaniem patrzył na to, co trzymał w dłoni. Płaski, elegancko uformowany kawałek złota, z okrągłym niebieskim okiem w środku, które nie wyglądało jak zwykły kolorowy kamyk. Gdy mężczyzna przyjrzał się mu uważniej, dostrzegł, że świeci on błękitnym światłem.
– Co to jest? – zapytał sam siebie i zwrócił wzrok ku leżącej w wodzie, w której stał, wieży. Pomyślał przez chwilę po czym ruszył ku brzegowi. Czym prędzej ubrał swe rzeczy i schował znalezioną błyskotkę.
Gdy po dość długiej drodze, podczas której mimo wszystko szedł bardzo szybko, niepokojąc się znalezionym amuletem, ujrzał kilka metrów przed sobą, bramy miasteczka. Stojący przy wejściu strażnicy znali go, więc nie musiał się zatrzymywać. Skierował się od razu w pewne miejsce. Nie miał czasu na to, by zajrzeć do domu.
Po dojściu do drzwi małego ceglanego budynku, nad którym wisiała wywieszka z napisem „Biblioteka pod Diamentem”, wszedł do niego i od razu jego oczom ukazała się jego dobra znajoma, Yuris. Niebieskooka dziewczyna o długich, rozpuszczonych, kasztanowych włosach i łagodnych rysach twarzy, podeszła do niego witając go:
– Ruben! Miło cię widzieć. – uśmiechnęła się lekko, jednak gdy zobaczyła, że wysoki brunet nie jest zbyt wesoły i zadowolony dodała: – Czy coś się stało?
Wtedy mężczyzna sięgnął po amulet i pokazał jej go.
– Wiem, że jesteś obeznana w takich błyskotkach, kamieniach i innych tego typu sprawach, więc oczekuję, że mnie oświecisz i poinformujesz co to jest. Znalazłem to dość spory kawał drogi za miastem na południe. W wodzie, przy starej pół zatopionej wierzy. – wyjaśnił krótko, patrząc na jej zdziwienie. Dziewczyna wzięła do ręki amulet i dopiero gdy zauważyła świdrujące światłem niebieskie oko, nerwowo przełknęła ślinę.
– Sprawdzę to. Ale… musisz mi dać trochę czasu. Przyjdź jutro… jutro rano. Wtedy wszystko będę już wiedziała.
Dzień minął dość szybko. Rubenowi udało się zapomnieć na jakiś czas o niepokojącej go błyskotce. Popołudniu poszedł do „Karczmy pod Kuflem” znajdującej się naprzeciwko biblioteki, aby się trochę zabawić przed pracą. Czekała go pięciogodzinna warta przy głównej bramie miasta.

***

– Biedne złodziejki… Takiego czegoś jeszcze nigdy nie widziałam. Nie da się opływać w luksusach tylko dzięki grabieniu przechodniów, czy też mężczyzn, którzy większość pieniędzy wydają na dziwki! – krzyknęła z wyrzutem Chiva i poprawiła kosmyk włosów, który wypadł z jej dwóch koków, które nosiła na głowie. Spojrzała niebezpiecznie swoimi brylantowymi oczami na swoje cztery towarzyszki, oczekując jakiegoś genialnego pomysłu. Żadna z kobiet nic nie powiedziała. – Nie przekrzykujcie się tak, bo przez to nie słyszę nikogo. – powiedziała z ironią, po czym przeszła przez zaniedbane pomieszczenie, w którym znajdowało się kilka pryczy, dwie szafki i jedna duża szafa połączona z kredensem. – Ehh… – westchnęła cicho. – Pracuję z idiotkami. – stwierdziła, a nagle z pryczy wstała jedna z dziewczyn, patrząc na Chivę niebieskimi oczami, pełnymi złości.
– A może sama wreszcie coś wymyślisz?! Wydzierasz się na nas, obrażasz nas, a tak naprawdę sama nic nie robisz! Ale dosyć tego. Gwarantuję, że w ciągu najbliższych trzech dni, wywącham gdzieś robotę dla nas. – zapewniła Wessa, wciąż patrząc Chivie prosto w oczy. Taki miała plan. Znała już słabą stronę liderki Gildii Złodziejek i chciała ją wykorzystać. Czekała tylko na sprzyjające okoliczności. Chiva była osobą, która najpierw mówiła i czyniła, a dopiero potem nad tym myślała.
– Założysz się, że Ci się nie uda?
– Jak najbardziej. – na to czekała dziewczyna. Nadeszła pora ostatecznych słów. – Założę się o… krzesło liderki.

***

Już o wschodzie słońca w miasteczku panował poranny gwar. Ludzie spieszyli się do pracy, otwierali sklepiki, karczmy, poradnie. Każdy miał co robić. Słonce powoli wędrowało ku górze, grzejąc coraz silniej swymi promieniami. Na niebie nie było chmur.
Ruben także miał co robić. Po nocnej warcie, mimo zmęczenia musiał wstać. Chęci do wyjścia dodawała mu myśl, że dowie się skąd pochodzi znaleziony przez niego poprzedniego dnia amulet.
Umył się, ubrał, zjadł śniadanie i wyszedł z małego domku. Kilka chwil później był już w bibliotece. Była jeszcze zamknięta, ale Yuris wpuściła go szybciej, by opowiedzieć o błyskotce. Jej mina nie była wesoła. Wręcz zmartwiona i ponura. Gdy Ruben zapytał co się stało, ona zaczęła opowiadać:
– Nie wiem czy dobrze się stało, że znalazłeś ten amulet. On… on należał do najgroźniejszego Maga historii tego kraju. Nie wierzono w jego słowa, gdy był już pokonany. Przed śmiercią napisał list do mego pradziadka, jednego z poprzednich władców miasta, opowiadając o amulecie, który stworzył, który miał przywrócić na ten świat siły ciemności wraz z jego duchem. Kamień, który tutaj widzisz… – Yuris położyła przed nim amulet – …jest jedynym okazem. Wszystkie inne jakie istniały zostały już zniszczone. Wiesz dlaczego? Bo to kamienie o niezwykłej sile. Kamienie, które potrafią nawet cofać czas. Dlatego też, ta błyskotka, przez ciebie znaleziona, jest warta nawet czterech takich miast jak to, a może i więcej.
– Co za bzdura! Nie wierzę w takie historie o świecących amuletach i groźnych siłach ciemności. Wyrosłem już z bajek. – zadrwił Ruben. Naprawdę to sam nie wiedział już, co myśleć o całej tej chorej sytuacji.
– A może jeszcze do nich nie dorosłeś? Pamiętaj, że istnienie tego amuletu, również było legendą i bujdą. I tak musi zostać. Przekażę go dziś memu ojcu, by schował go w zamkowym skarbcu. – wtedy mężczyzna przypomniał sobie, że ojcem Yuris był władca miasteczka. Jemu nie należało się sprzeciwiać. – I proszę Cię tylko o jedno… nie mów nikomu o tym amulecie.
Nastała chwila ciszy. Ruben nie chciał nic mówić, a błękitnooka zastanawiała się nad czymś uważnie. Po chwili przerwała ciszę:
– Zrobimy inaczej: ty zaniesiesz do mego ojca ten amulet. Mnie mógłby ktoś ukraść albo coś… – mężczyzna zgodził się. Niechętnie, ale jednak. Wziął amulet, pożegnał się i wyszedł z biblioteki.
Idąc drogą w stronę zamku zastanawiał się nad całą tą historią, jaką opowiedziała mu Yuris. Wciąż nie mógł w nią uwierzyć.
Nagle poczuł, że ktoś na niego wpada z tyłu. Obaj przewrócili się na ziemię. Mężczyzna spieszący się do pracy przeprosił rycerza i pomógł mu wstać. Gdy już miał odchodzić, wielkimi oczyma spojrzał na ziemię pokrytą żwirem, na której coś zobaczył.
– Zobacz! Rycerzu spójrz! Zaraz… przecież to jest… to jest ten legendarny amulet! – wykrzyknął niemalże chłop, a przestraszony Ruben dopiero po jego słowach odkrył brak amuletu w swej kieszeni. Rzeczywiście. Leżał on jak gdyby nigdy nic na ziemi. Mężczyzna przełknął nerwowo ślinę zastanawiając się nad tym, co dobrego uczynił…

Ciąg Dalszy Nastąpi…

Autor opowiadania: Force.