Street Fighter II: Animated Movie
Mało jest tych, którzy choć trochę się interesowali grami komputerowymi bądź video i nie słyszeli nazwy: Street Fighter. Jednak większość nie widziała, albo tylko słyszała o anime opartym na grze Capcomu. Jak wiadomo na fanów zawsze można liczyć i oni na 100% widzieli swoich bohaterów w zupełnie nowej oprawie. Taki stan rzeczy nie trwał długo, Street Fighter stał się kultową bijatyką, a Animated Movie, wywalczyło sobie honorowe miejsce pośród innych anime.
Najgorsze na początek, więc zacznę od fabuły. Od razu chcę zaznaczyć, iż nie jest to historia z wieloma wątkami i zawiłymi motywami, ale ważne że jest i fani zaakceptowali ją.
Otóż fabuła wygląda następująco: Czarny charakter – Bison, dowódca organizacji przestępczej Shadowloo, chce rządzić światem (trochę „otrzaskany motyw”), jednak do tego potrzebuje najsilniejszych wojowników na świecie, by zmienić ich w posłuszne mu, maszyny do zabijania. Pomimo iż na swoich usługach ma już Sagata, Vege i Balroga, na świecie istnieją silniejsi od nich wojownicy tacy jak: Ryu i Ken. No i reszty pewnie sami się domyślacie… Bison za wszelką cenę chce zwerbować (oczywiście pod przymusem) Ryu i Kena. W anime pojawiają się inne postacie z gry, ale odgrywają one role głównie epizodyczną oprócz – Chun-Li i Guila, którzy prowadzą śledztwo przeciwko Shadowloo.
Autorami tej „historyjki”, są Kenzo Tsujimoto(współscenarzysta) i Gisaburo Rugii (współscenarzysta i reżyser „Animated Movie”). Jak już wspominałem, fabuła nie zachwyca, ale pasuje do gry, fani nie narzekali na nią, więc nie zepsuła ona filmu, ale te anime na pewno posiada lepsze strony.
Kreska… jak na anime, jest ona dosyć nietypowa. Dlaczego? Otóż Chara Design nie jest typowo mangowy, odpowiedzialny za to Shuko Murase, chciał nie odbiegać za bardzo od pierwowzoru z gry. I tak większość postaci będzie kojarzyć się Wam z typowymi amerykańskimi produkcjami, chcę podkreślić, że nie zaszkodziło to tej produkcji, a wzbogaciło ją o japońsko-amerykański „chara design mix”.
Animacje trudno oceniać, gdyż jest ona zawsze uzależniona od środków technicznych w danym czasie, ale Animated Movie, jak na swój wiek, wygląda całkiem dobrze. Głównie chodzi mi o walki, gdy postacie są w ruchu, bo mimika twarzy na tamte czasy standard, teraz widać braki. Jednak nie o to chodzi ważne, że walki wyglądają efektownie, a to jest w końcu film o walce.
Teraz coś o muzyce. Jest ona dziełem Cory Levios i Johna D’Andrea, którzy odwalili na prawdę kawał dobrej roboty. Już na początku filmu, gdy Sagat walczy z Ryu, w tle leci muza, która mistrzowsko nadaje klimat. Inną rzeczą, za którą trzeba podziękować autorom jest to, iż przez cały film przewijają się różne style muzyki, a do tego każdy pasuje do danej sytuacji. Po prostu muza na wysokim poziomie myślę, że w innych anime powinno się zmniejszyć czas soundtracków z J-popem i J-rockiem (gdyż jakby nie było Japończycy nie są najlepszymi muzykami rockowymi) a wprowadzić trochę europejskiego brzmienia – ale to taka moja prywatna dygresja, zresztą nie twierdzę, że w anime nie powinno być japońskich soundtracków, bo bez nich nie było by tego klimatu.
Podsumowując Street Fighter II: Animated Movie, to tytuł wart polecenia nawet tym, którzy nie przepadają za grami typu mordobicie. Fani Ulicznych Wojowników też, się nie zawiodą – jak w przypadku wersji fabularnej z aktorami. Osobiście nie należę do zapaleńców tej gry, ale anime wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie i mogę je polecić z czystym sumieniem.
Autor recenzji: Kubzon