Kamienne Serce
Rozdział I
– Carolina, zobacz. Idzie Carlos Daniel. Idź z nim porozmawiać! – powiedziała Nety(czyt. Neti) do swej koleżanki. Carolinie od dawna podobał się Carlos Daniel ale wstydziła się nawet do niego podejść. Od razu się rumieniła. Zawsze. Ale była dobrą dziewczyną. Miała 19 lat i pochodziła ze zwykłej (nie biednej ale i nie nadzwyczajnie bogatej) rodziny. Za to on… był bogaty. Kochała go nie dlatego że miał pieniądze. Kochała go dlatego że był miły, dobry, pomagał innym. Był po prostu uczciwym chłopakiem.
– Nie. Nety ja nie mogę. Dobrze wiesz co się ze mną dzieje gdy próbuję nawiązać z nim jakiś kontakt. Zawsze coś mi nie wychodzi… – posmutniała. – A teraz…. kończymy szkołę. Pewnie już go nigdy nie zobaczę…….
– Więc idź do niego!
– Nie! Już postanowiłam. To koniec. – szepnęła i wyszła ze szkoły. Był to ostatni dzień. Straciła kolejną, niestety już ostatnią szansę walki o swą miłość.
– Cześć Mamo! – krzyknął Carlos Daniel wchodząc do swego wielkiego domu.
– Już jesteś! Mówiłeś że wrócisz później. – przywitała go matka. Mimo wieku wciąż była piękną kobietą.
– Wiem ale… – posmutniał.
– Co się stało?
– Nie, nic. – powiedział i poszedł do swego pokoju. Położył się na kanapie i włączył telewizor.
– Carlosie! Wstań! – chłopak usłyszał stanowczy głos swego ojca. – W dzień się nie śpi!
– Tato… jestem zmęczony….
– Czym?! Dziś nie było lekcji!
– Jestem zmęczony tym że zawsze wszystko mi się nie udaje!! – wybuchł. – Zmęczony porażkami! Zmęczony życiem!!!
– Porażkami? Mówiłem żebyś nie chodził do szkoły publicznej! Sprowadzi ona na ciebie tylko same nieszczęścia.
– Tato, zrozum! Nie lubię być w centrum wydarzeń. Nie chcę się zachowywać jak jakiś…. bogaty bufon który zadziera nosa i myśli że jest ważniejszy od innych tylko dla tego że ma pieniądze.
– Więc jak chcesz się zachowywać?
– Jak normalny człowiek który nie myśli TYLKO o pieniądzach.
– Masz je.
– Ale nie są dla mnie 'niezbędne’ do życia tak jak całej reszcie mojej rodziny.
– Nieważne… wstań wreszcie. Ja idę do twojej matki. – wyszedł z pokoju syna.
– Federicko, rozmawiałeś z Carlosem Danielem?
– Tak… czasami mam wątpliwości czy to nasz syn.
– Nie mów tak!
– Dla niego pieniądze są absolutnie nie potrzebne do codziennego życia!
– To źle?
– Tak bo kto będzie kierował fabryką i firmą „Las Vias” po mojej śmierci?!
– Nie myśl o śmierci! Na boga! Możesz być przynajmniej pewny że nie wyrzuci tych pieniędzy w błoto. A kierować fabryką może kto inny.
– Niby kto?!
– Nie zapominaj o tym że masz jeszcze drugiego syna! Martin może i jest młodszy od Carlosa Daniela o te dwa lata ale umie się znaleźć w biznesie.
– To mały smarkacz.
– Ale jest twoim synem. Nie zapominaj o tym.
– Matilde, posłuchaj….
– Nie! To ty posłuchaj! Nie możesz wyróżniać Carlosa Daniela. Musisz ich oboje traktować jednakowo.
– Tak, wiem.
– Mamo, idę pobiegać. – przerwał im Carlos.
– Dobrze. – po tych słowach matki, chłopak wyszedł z wielkiego domu rodziny Del Amar.
– Nety, teraz dla mnie już prawie nic nie ma sensu…. – mówiła Carolina idąc przez park.
– Posłuchaj, Carlos Daniel nie jest jedynym mężczyzną na świecie! Na pewno poznasz kogoś innego. Zakochasz się na nowo.
– Może i nie jest jedynym mężczyzną na świecie ale kocham właśnie jego! To takie trudne do zrozumienia? Nigdy nie byłaś zakochana?
– Może i nie byłam ale nie popieram takiej miłości.
– Takiej znaczy jakiej?!
– Niemożliwej.
– Dlaczego według ciebie moja miłość do Carlosa Daniela jest niemożliwa.
– Bo pochodzicie z różnych światów. Ty jesteś zwykłą dziewczyną a on… jest bogaty.
– Dla mnie pieniądze się nie licz….. au! – Carolina upadła na ziemię popchnięta przez kogoś od tyłu. Winowajca także się przewrócił.
– Jak chodzisz, baranie?! – krzyknęła Nety. Carolina dopiero po wstaniu z ziemi rozpoznała chłopaka który ją potrącił.
– Bardzo przepraszam. To było przypadkiem. – usprawiedliwiał się.
– Carlos Daniel. – Carolina była zaskoczona. Zaskoczona, zawstydzona, zarumieniona… dostała od boga szanse której tym razem nie miała zamiaru stracić.
Rozdział II
– Carolina del Paz. – Carlos Daniel poczuł coś. Coś w sercu. Poczuł uczucie, lecz nie wiedział, czy to miłość, czy zauroczenie pięknem dziewczyny. – Przepraszam, że na ciebie wpadłem. Niezdara ze mnie.
– Nie, to ja przepraszam. Szłam powoli po drodze. – po chwili Carolina zobaczyła na ziemi swój szkolny zeszyt. Schyliła się po niego tak samo jak i Carlos Daniel. Przez przypadek nawzajem dotknęli swych rąk. Zarówno chłopak jak i dziewczyna zarumienili się.
– Proszę. – wręczył Carolinie małą karteczkę. – To mój numer. – zawstydził się. – Ja… już sobie pójdę….
– Dziękuję. Cześć. – i każdy ruszył w swą stronę.
– Widzisz? – powiedziała Nety gdy Carlos Daniel pobiegł. – Dostałaś drugą szansę! Masz jego numer telefonu!
– Wiem! Udało się! Nareszcie!! – cieszyła się Carolina.
– Zadzwonisz do niego?
– Jeszcze nie wiem. Może…. za kilka dni…..
– Za kilka dni?! Zadzwoń jutro!
– Żeby sobie coś pomyślał?!
– Dziewczyno, posłuchaj! Widziałam jak na ciebie patrzył! Podobasz mu się!
– Nie prawda.
– Mówię przecież! On się w tobie zakochał!!!
– Tak myślisz? – zapytała z niedowierzaniem.
– Było widać błysk w jego oku! I sposób w jaki z tobą rozmawiał! On cię kocha!
Kilka dni później……
– Federicko, widziałeś Carlosa Daniela? – zapytała Matilde.
– Tak… jest jakiś taki dziwny… rozkojarzony………
– Zdaje mi się że się zakochał.
– Tak sądzisz?! Mam nadzieję że to dziewczyna z wyższych sfer.
– Dla mnie to nie ma różnicy.
– Przecież nie weźmiemy do rodziny jakiejś biedaczki.
– Nie jest biedaczką. – do salonu wszedł Carlos Daniel.
– Synku….
– Moglibyście mnie zapytać wprost a nie spiskować potajemnie.
– My tylko rozmawiamy. – wzburzył się ojciec.
– Więc dla waszej wiadomości to „nie jest biedaczką”.
– Czy możemy poznać jej nazwisko? – zapytał ironicznie ojciec.
– Paz.
– Paz. – powtórzył Federicko. – Pospolite nazwisko. Więc jednak biedaczka.
– Mam tego dość! Czy wam u diabła zależy tylko na pieniądzach?! Nie dopuszczacie do siebie myśli że wasz syn mógłby wyjść za normalną dziewczynę!!!
– Nigdy nie pozwolę aby wykorzystała cię jakaś dziewczyna której zależy tylko na pieniądzach!
– Jej nie zależy na pieniądzach. Jest dobra.
– I ty jej wierzysz?! – ojciec nie uzyskał odpowiedzi. Carlos Daniel wybiegł trzaskając drzwiami.
– Hej młody! – chłopak krzyknął do swego młodszego brata, Martina który właśnie wchodził do domu.
– Hej. Co u rodziców?
– Sam zobacz. – powiedział i wyszedł z domu. Był już wieczór. Carlos Daniel poszedł na puste boisko szkolne. Usiadł na stole do ping-ponga(jak gustownie ^^”), i myślał.
– „Co mam robić? Mam zrezygnować ze swej miłości tylko dla tego że ojciec tego chce? Czy mam go posłuchać i dać sobie spokój….” – myślał nad tym ponad godzinę wpatrując się w okrągły księżyc, oświetlający miasto. Postanowił wracać. Przechodząc przez uliczki napotkał na przeszkodę. Zobaczył trzech chłopaków w jego wieku.
– O cholera…. – zaklął.
– O…! Kogo tu widzimy…. – odezwał się pierwszy.
– To ten co to mu niby na pieniążkach nie zależy. – zakpił drugi.
– Co tu robisz o tej porze…..?
– Odwalcie się. – próbował ich ominąć.
– Do nas się tak nie mówi. – powiedział ostatni i nakazał pozostałym aby trzymali Carlosa Daniela. Sam uderzył go z całej siły w brzuch. Chłopak upadł na ziemię. Tamci zaczęli go kopać. Po chwili był cały we krwi. Czuł ból jakiego dotąd nie znał. Bandyci spostrzegli że nagle przestał się ruszać.
– Czekajcie! On…. chyba…..
– Uciekajmy!!!
Rozdział III
– Ughhh… ehh……. – Carlos Daniel przewracał się po chodniku i usiłował wstać. Na próżno. Bolała go każda część ciała. Poczuł straszny ból w ręce. Najprawdopodobniej była złamana. – Pomocy….. – szeptał. Próbował krzyczeć lecz brakowało mu sił. Usłyszał nadjeżdżający samochód. Zatrzymał się. – Ratunku……. pom…. pomoc……pomocy…. – tymczasem z samochodu wyszedł jakiś mężczyzna z kobietą.
– Alvaro, zawiadom pogotowie. Ten chłopiec został strasznie pobity. – po chwili Carlos usłyszał piszczenie radiowozu policyjnego i ambulansu. Przełożono go na nosze na których zasnął.
DRYŃŃŃ!! DRYŃŃŃ!!
– Kto to może być o tej porze?! – Matilde szła zaspana do telefonu. – Słucham? Tak. To mój syn.
– Pani syn został napadnięty. Leży w szpitalu. Walczy o życie.
– Co?! Nie…. – kobieta upuściła słuchawkę. – Federicko, musimy jechać do szpitala….. nasz syn umiera……!!!
– „Carlos… Carlos Daniel… tak chciałabym ci wyznać to co do ciebie czuję….. a jeśli ty mnie nie kochasz? A jeśli nie będziesz się ze mną spotykał ze względu na to że nie jestem tak bogata jak ty? Nie… przecież tobie także nie zależy na pieniądzach…” – Carolina leżąc w łóżku myślała o ukochanym
„…..noc….. ona, sama… w ciemnym pomieszczeniu…… łzy spływają jej po policzkach….. klęczy… nad kimś….. nad mężczyzną którego twarz widzi zamazaną…… lecz widzi że jest cały pokrwawiony…… nagle twarz staje się przejrzysta…… to Carlos Daniel okazuje się martwym mężczyzną…………”
– Aaaa! – Carolina obudziła się. – Już…. spokojnie…. to był tylko zły sen…… – spojrzała na zegarek. – No nie! Już tak późno?! Spóźnię się na spotkanie z Nety….. – ubrała się, zjadła śniadanie i wyszła do przyjaciółki.
– Co z nim? – zapytała lekarza, matka Carlosa Daniela.
– Jest ciężko pobity. Ma złamaną rękę i bardzo wiele siniaków. Niestety musiał upaść i uderzyć się w głowę. Jeszcze nie wiadomo czy nie będzie to miało żadnych konsekwencji.
– Znaczy.. że co może się stać…?
– Niestety mógł stracić pamięć lub władzę w oczach….
– Chce pan powiedzieć że mój syn jest niewidomy?!
– Jest takie prawdopodobieństwo.
– Boże, nie! – zrozpaczona Matilde wybiegła do kaplicy szpitalnej.
– Nety!! – Carolina przywitała koleżankę.
– Carolina, mam złą wiadomość.
– Co?
– Zobacz. – powiedziała i wręczyła dziewczynie gazetę. Na pierwszej stronie znajdował się artykuł z wielkim tekstem „SYN ZNANEGO FILANTROPA, CARLOS DANIEL MONTERO ZOSTAŁ DZIŚ W NOCY BRUTALNIE POBITY. SĄ PRZYPUSZCZENIA ŻE WALCZY ZE ŚMIERCIĄ”.
Rozdział IV
– Nie…. nie to nie możliwe….. Carlos…. Carlos Daniel……
– Carolina, bądź dobrej myśli. Wszystko będzie dobrze. – lecz słowa pocieszenia nie pomagały.
– Muszę tam pojechać….. muszę!
– Gdzie?!
– Do szpitala! Tam gdzie leży mój ukochany!!
– Myślisz że jego bogaci rodzice ci pozwolą do niego wejść?!
– Nie obchodzi mnie to! Muszę go zobaczyć!
– Idę z tobą. – stwierdziła po chwili Nety. Razem ruszyły w stronę postoju taksówek i pojechały do szpitala.
– „Carlos Daniel…. synku…….” – myślała Matilde stojąc przy szybie oddzielającej ją od pokoju w którym leżał jej syn.
– Muszę iść wypić kawę. Pójdziesz ze mną? – przemyślenia przerwał Federicko, ojciec Carlosa.
– Nie… zostanę tu… przy moim synu.
– Dobrze. – postanowił i poszedł w stronę kawiarni szpitalnej. Po chwili ktoś stanął obok Matilde. Kobieta spojrzała w stronę nieznajomej postaci.
– Kim pani jest? – spytała.
– Ja? – Carolina nie wiedziała co powiedzieć. – Jestem….
– To ty jesteś tą dziewczyną….
– Nazywam się Carolina. Carolina del….
– Paz.
– Skąd pani zna moje nazwisko?!
– Carlos Daniel mi mówił o tobie.
– Jeżeli myśli pani że zależy mi tylko na jego pieniądzach….
– Nie myślę tak. Widać że jesteś dobrą dziewczyną. W innym przypadku mój syn by się w tobie nie zakochał.
– Ale… – więc jednak. Carolina wreszcie miała pewność. Carlos Daniel także się w niej zakochał. Tak samo jak i ona w nim. Czuła radość a z innej strony smutek ponieważ w tym samym czasie jej ukochany walczył o życie. – Co z nim? – zapytała dziewczyna.
– Na razie lekarz powiedział że…..
– Kim jest ta kobieta?! – Federicko wrócił. Domyślił się że dziewczyna z którą rozmawia jego żona to ta w której zakochał się Carlos Daniel.
– To przyjaciółka naszego syna.
– Pewnie ta o nazwisku DEL PAZ!
– Tak, to ona. To w niej zakochał się nasz syn!! – Matilde nie mogła zrozumieć dlaczego Federicko nie chciał pozwolić na związek syna z dziewczyną trochę biedniejszą od nich.
– Nie zdawałem sobie sprawy z głupoty naszego syna! Posłuchaj dziewczyno! Dobrze wiem że zależy ci tylko na pieniądzach….! – po tych słowach starszego pana Carolina nie mogła opanować swej złości.
– Nie zależy mi na jego pieniądzach!!
– Zniszczysz naszą rodzinę!
– Federicko, opanuj się. – ostrzegła go Matilde.
– Jeśli naprawdę kochasz Carlosa Daniela zostaw go! Poświęć się dla niego i nie rujnuj mu przyszłości!!!
Rozdział V
– Federicko!
– Matilde, taka jest prawda!! Niech zostawi Carlosa Daniela jeśli naprawdę go kocha. – powtórzył mężczyzna a Carolina wybiegła ze szpitala pod którym czekała na nią Nety.
– Carolina, co ci się stało?!
– On…. wyrzucił mnie!
– Carlos Daniel?
– Nie. Jego ojciec.
– No…. już dobrze…. uspokój się….. wszystko będzie dobrze… zobaczysz….
– Co będzie dobrze!?
– Wszystko.
– Tylko tak mówisz. Z moim życiem nigdy nie jest wszystko w porządku. – płakała Carolina.
– A jego mama?
– To dobra kobieta. Nawet mnie broniła.
– Widzisz? Jego ojciec też zrozumie swoje błędy. Chodź. Odprowadzę cię do domu.
Następnego dnia w szpitalu…….
– Carolina….. moja Carolina…… – szeptał Carlos Daniel przez sen. Niestety jego słowa usłyszał ojciec.
– Tego już za wiele?!
– Czego?! – sprzeciwiła się Matilde.
– Widzisz jak sobie go owinęła wokół palca?!
– Oni się kochają! Zrozum!
– Kochają, tam… kochają… on nie ma prawa jej kochać?!
– A zastanawiałeś się nad tym jak Carlos Daniel zareaguje jak dowie się jak potraktowałeś Carolinę?!
– Widzę że ciebie też omamiła ta diablica!
– Ona jest po prostu dobrą dziewczyną!
– Której zależy tylko na naszych pieniądzach?!
– Jej nie zależy na pieniądzach tak samo jak Carlosowi.
– Ygh… hgu…..ughyu…… – chłopak budził się.
– Synku…! – poruszyła się Matilde.
– Mamo, tato.
– Jak się czujesz?
– Lepiej. Stanowczo lepiej….
– Kto ci to zrobił?!
– Napadli mnie. Jak wracałem do domu. Jacyś obcy ludzie mi pomogli. Była tu Carolina? Carolina del Paz? – po tym pytaniu Carlosa Daniela rodzice wymienili poważne spojrzenia.
– Była tu?! – zapytał ponownie.
– Nie. Nikogo nie było. – powiedział stanowczo ojciec. Chłopak odwrócił się w stronę okna. Patrzył na zewnątrz. Była piękna, ciepła pogoda.
Dwa tygodnie później……..
– Witaj w domu synku. – powiedziała Matilde witając wracającego ze szpitala Carlosa Daniela. Był już w pełni zdrów.
– Cześć Mamo. Ja…. muszę wyjść.
– Do 'niej’? – uśmiechnęła się.
– Tak.
– Idź.
– Nie masz nic przeciwko?
– Nie. To twój ojciec szaleje na punkcie pochodzenia.
– Dziękuję mamo. – szepnął i wybiegł, szczęśliwy z domu. Szedł najszybciej jak tylko potrafił. Czuł się wspaniale mogąc iść już o własnych siłach. Mógł już znowu oddychać świeżym powietrzem.
DING DONG!!(dzwonek od drzwi mieszkania Caroliny)
– Kto tam? – Carlos Daniel usłyszał stłumiony głos swojej ukochanej.
– Zgadnij. – odpowiedział a ona natychmiast go poznała.
– Idź. Idź stąd. Tak będzie lepiej.
– Co?
– Idź.
– Nie, otwórz mi. – cisza. – Proszę. – szepnął, a drzwi się otworzyły.
– Po co przyszedłeś?
– Chciałem cię zobaczyć.
– Ty?! Nie możemy być razem! Jesteś bogaty.
– Mi to nie przeszkadza.
– Ale twojemu ojcu tak!
– Ojcu? Jak to….. – Carlos Daniel nie wiedział o co chodzi. – Był tu?
– Nie. Ja byłam w szpitalu.
– Przecież…..
– A więc nie powiedział ci prawdy…..
– Jakiej prawdy?!
– Byłam w szpitalu. Rozmawiałam z twoją mamą. Jest wspaniałą kobietą. Lecz… nagle przeszkodził nam twój ojciec. Powiedział żebym dała ci spokój.
– Co?!
– Żebym cię zostawiła. Powiedział że jeżeli naprawdę cię kocham to abym nie rujnowała ci życia.
– Tato….. nie….. – szepnął chłopak.
Rozdział VI
– Nie…. to nie możliwe…. mój ojciec by nie zrobił czegoś takiego…..
– A jednak! Dla ciebie jest miły! Bo jesteś jego synem. A co robi za twoimi plecami?!
– Muszę z nim porozmawiać…..
– Nie! – wzburzyła się Carolina.
– Dlaczego?!
– Wyjdę na donosicielkę.
– Nie obchodzi mnie co on będzie myślał o mnie czy o tobie. Wazna jest nasza miłość i to ona nam pomoże przezwyciężyć wszystko. – mówił Carlos Daniel, a dziewczyna czuła się jak w bajce…. w bajce w której zawsze zwycięża dobro a zło zostaje zniszczone. Potem do ciebie przyjdę. – powiedział i wyszedł. Skierował się do swego domu.
TRZASK!!! (dzwiami)
– Mamo….
– Już wróciłeś? – zdziwiła się Matilde.
– Gdzie jest ojciec?! – zapytał stanowczo.
– Więc już znasz prawdę…..
– Już?! To znaczy że ty też o tym wiedziałaś?! I nie powiedziałaś mi?!
– Ojciec…. mi…..
– Nieważne. Gdzie on jest?!
– W gabinecie. – i właśnie tam skierował się zdenerwowany Carlos Daniel.
TRZASK!!! (ponownie drzwiami)
– Tato. Mam do ciebie małą sprawę.
– Jaką synku? – Federicko nie spodziewał się że Carolina powie Carlosowi cokolwiek.
– Jakim prawem tak potraktowałeś Carolinę?!
– Kogo?! – ojciec udawał wielce zaskoczonego.
– Nie udawaj. Nie dość że straciłem do ciebie jakiekolwiek zaufanie to teraz, proszę cię, nie kłam! Nie pokazuj mi jak bardzo byłem zaślepiony i wpatrywałem się w ciebie jak w ideał. A teraz?! Aż mi cię żal. Jak mogłeś tak potraktować tą wspaniałą dziewczynę?! Na dodatek nie szanując tego że JA, twój SYN, ją kocha!
– Nie mów do mnie takim tonem. Nie zasłużyłem na to..
– Co?! Zasłużyłeś na coś o wiele więcej gorszego ale chcę zachować to dla siebie pamiętając że jesteś moim ojcem. No chyba że ukrywasz przede mną jeszcze coś!!
– Przestań! Ja cię chcę tylko chronić przed tą ladacznicą.
– Spójrz na siebie. I zobacz, kim ty jesteś. – Carlos Daniel zakończył rozmowę. Wyszedł z domu. – „Hmm…. nie, to nie możliwe…. jak ona mogła mu powiedzieć co ja jej powiedziałem…. zapłacisz mi za to…. pamiętaj….” – Federicko podniósł słuchawkę telefoniczną. – Michael(czyt. Miszel)? Tu Federicko Montero. Nie wiem czy jeszcze pamiętasz ale jesteś mi winien przysługę… musisz mi pomóc zniszczyć pewną osobę……. tak, to kolejna przeszkoda na drodze do mojego szczęścia… a raczej w szczęściu mojego syna…. musi zapłacić za wszystko…….. spraw aby cierpiała i umierała powoli…… – na jego ustach zawitał złośliwy a zarazem straszliwy uśmiech.
Rozdział VII
Następnego dnia, wcześnie rano do Caroliny przyszedł Carlos Daniel.
– Kochanie…… – mówił Carlos Daniel.
– Głupio się czuję.
– Dlaczego?!
– Twój ojciec…..
– Nie mówmy o nim.
– Ale, przeze mnie się z nim pokłóciłeś!
– To jest nie ważne. A poza tym on w końcu zrozumie że cię kocham i pogodzi się i ze mną i z tobą.
– Nie jestem taka pewna…. – Carolina szeptała coś pod nosem.
– Ja muszę już iść. Ale przyjdź do tamtego baru na rogu. Po południu. To zjemy obiad. – uśmiechnął się do niej.
– Federicko. – Matilde zawołała męża.
– Tak?
– Czy mi się zdaje czy jesteś jakiś taki…. zadowolony od samego rana?
– Ja? Skądże. Po prostu wiem że to !JA! zawsze wygrywam.
Minęła godzina 15:00 a Carolina wyszła z domu. Przechodząc chodnikiem zatrzymał ją pewien przystojny mężczyzna.
– Może mi pani pomóc?! Proszę…. moja narzeczona zemdlała w samochodzie….. nie wiem co robić…..
– Ale ja…. – dziewczyna wahała się ale poszła z nieznajomym. Zobaczyła czarny samochód. Pochyliła się do drzwi lecz nie zobaczyła w środku nikogo. – Ale tu nikogo nie ma!! – nie zdążyła się wycofać. Mężczyzna złapał ją i uśpił jakimś środkiem……..
– „Gdzie ona jest?!” – myślał Carlos Daniel siedząc w kawiarni.
Minął dzień a nastała ciemna noc. Czarny samochód zatrzymał się przy małej chatce. Przystojniak wyciągnął Carolinę z samochodu i zaniósł do stojącego obok domku. Po kilkunastu minutach dziewczyna otworzyła oczy.
– Nareszcie się obudziłaś…… – mówił nieznajomy.
– Co ja tu robię?!
– Leżysz.
– Kto Cię przysłał?!
– Los. I pan Federicko Montero. – po tych słowach Carolina zamilkła. Przed oczami przeleciało jej całe życie.
– Mamo. Nie widziałaś dzisiaj Caroliny? – Carlos Daniel zniecierpliwiony przyszedł do domu.
– Nie a co?
– Zniknęła gdzieś. Będę musiał to zgłosić na policję. – wyszedł a Matilde skierowała się do gabinetu Federicka.
– Więc to z tego powodu tak się cieszyłeś?!
– Nie wiem o co ci chodzi…. – udawał starszy mężczyzna.
– Co zrobiłeś z Caroliną del Paz?!
– Pan Montero….? – szepnęła Carolina.
– Tak.
– No i po co mu to?! Nie dość już namieszał?!
– Mam bardzo ciekawe instrukcje dotyczące ciebie. Mam rozkaz abyś cierpiała jak żadna inna kobieta. – Carolina osłupiała. Czuła wielki strach.
– Jakie masz zamiary?! – mówiła w niepewności.
– Każdy dobrze wie że największym bólem dla kobiety jest gwałt.
– Nie….. – wstała a po jej policzkach przepłynęły łzy.
Rozdział VIII
– Nie? Dlaczego…..? Wiesz jakie to miłe…..? Ten niepożądany dotyk….. niepożądany i nieosiągalny….
– Jesteś chory! – krzyknęła w panice Carolina. Po chwili zadzwonił telefon.
– Halo? – zapytał mężczyzna.
– Tu Federicko.
– Mhm…
– Michael, już się jej pozbyłeś?!
– Przecież powiedziałeś że ma dużo cierpieć!
– Co chcesz jej zrobić?
– Wszystko co najgorsze się da.
– I tak ma być! – ucieszył się ojciec Carlosa Daniela. – Podaj mi adres tej rudery. Muszę zobaczyć tę dziwkę tuż przed śmiercią. – chwila ciszy. – No, podawaj adres. Zapiszę.
– Mały domek przy uliczce wychodzącej z autostrady prowadzącej do Costa Esmeralda.
– Mały… domek… przy…. ulicy…. wychodzącej…. z autostrady….. do….. Costa Esmera…. lda….. – szeptał Federicko zapisując sobie adres na kartce. – Jutro przyjadę. Cześć. – odłożył słuchawkę.
– Nareszcie jesteśmy sami. – ucieszył się Michael podchodząc do Caroliny. Dziewczyna nie mogła się bardziej oddalić ponieważ była już w rogu pokoju.
– Nie…… – szepnęła.
– Tak. – odpowiedział jej i położył swą dłoń na jej pośladku…….
Kilkanaście minut wcześniej w domu rodziny Montero……
– „Gdzie on mógł porwać tą dziewczynę?!” – myślała Matilde przechodząc korytarzem. Nagle usłyszała coś obok gabinetu męża.
– ….adres tej rudery…. zobaczyć tę dziwkę przed śmiercią…… – usłyszała tylko niektóre słowa Federicka.
– „On mówi o Carolinie! Muszę być cicho żeby go usłyszeć…”
– Mały… domek… przy…. ulicy…. wychodzącej…. z autostrady….. do….. Costa Esmera…. lda….. – usłyszała kobieta. Teraz musiała już tylko znaleźć swego syna i przekazać mu adres miejsca pobytu Caroliny.
Rozdział IX
– „Boże, dlaczego mi to zrobiłeś…. dlaczego pozwoliłeś temu draniowi na takie postępowanie…..” – Carolina do tej pory nie mogła się otrząsnąć po tym co zrobił jej Michael. Po chwili mężczyzna wszedł do pokoju w którym ona byla trzymana.
– Witaj kochanie. Wczoraj było nam cudownie, prawda?
– Nie zbliżaj się do mnie tchórzu!
– Tak się do mnie nie mówi! – wzburzył się. Podszedł do dziewczyny i uderzył ją w twarz, zaś ta zaczęła płakać jeszcze bardziej.
– Carlos Daniel!!! – Matilde szła przez Rezydencje wołając swego syna. – Carlos!
– Mamo…. już nie mam pojęcia gdzie ona jest!
– Za to ja to wiem!
– Z jakiej racji?!
– Musisz być silny. Zwłaszcza teraz.
– Że co?
– Twój ojciec… Kazał porwać Carolinę.
– Co?!
– Kazał ją porwać!
– Idę do niego!
– Nie! Tylko pogorszysz sytuację!
– Więc co mam zrobić?!
– Masz, to jest adres domu w którym ją przetrzymują. Podsłuchałam rozmowę telefoniczną ojca. – mówiła, wręczając Carlosowi kartkę z adresem.
– Jadę tam. – powiedział i wybiegł z domu. Zbliżał się wieczór…….
– No, szef nie przyjeżdża więc muszę cię zabić. – powiedział Michael z ironią.
– Nie mogłam się tego doczekać!
– Och… uwierz mi że to nie będzie przyjemne. – podszedł do niej i zaczął ją bić po twarzy. Po chwili wyrwała mu się i oddała jeden policzek.
– Ty draniu! Nie wystarczyło ci że mnie zgwałciłeś?! Jeśli chcesz, zabij mnie! Ale daj mi umrzeć normalnie. Ja mam już dosyć! – dziewczyna była już w desperacji.
– Gdybyś mnie nie spoliczkowała – złapał się za twarz. – może i bym ci dał spokój. Ale teraz…… przeżyjesz piekło po raz drugi! – złapał ją za szyję i zaczął ją całować. Całował ją i bił jednocześnie. Nagle oboje usłyszeli trzask drzwi.
– Carolina! – to był głos Carlosa Daniela. Po chwili jego postać rzuciła się na Michaela. Mężczyźnie wypadł telefon z kieszeni. Carolina wzięła go i zadzwoniła po policję. Po chwili zauważyła jak Michael uderza czymś Carlosa Daniela w plecy a ten upada na ziemię. Drań podszedł teraz do dziewczyny aby dokończyć to co zaczął przed paroma minutami. Niespodziewanie Carlos wstał i ponownie spróbował uratować ukochaną. Nie udało się. Michael wyciągnął ze swej kieszeni pistolet. Po chwili wszyscy usłyszeli strzał. Carlos Daniel upadł na ziemię a Carolina ujrzała w okolicach jego brzucha plamę od krwi.
– Kochanie….. – rozpłakała się.
Rozdział X
– O nie, nie uda wam się mnie pozbyć! – Michael spostrzegł że Carolina zadzwoniła po policję.
– Już nic cię nie uratuje! – krzyknęła w jego stronę. Po chwili oboje usłyszeli pisk opon i hałas radiowozów i karetek.
– Mhm… widzę że już policja nadjechała………
– Zgnijesz w więzieniu! Morderca! Tchórz! – po chwili do pomieszczenia wbiegło kilku policjantów którzy skuli Michaela w kajdany. Dla Caroliny było dziwne to że nawet nie próbował uciec. Kilka minut potem zabrali Carlosa Daniela karetką a gdy Carolina wstała i skierowała się do wyjścia spostrzegła stojącą w drzwiach Matilde Montero.
– Carolina! – mówiła przez łzy.
– Co pani tu robi?
– To ja zdobyłam adres twojego pobytu. Aż nie mogę uwierzyć że to mój mąż kazał cię porwać.
– On…. nie tylko… chciał mnie zabić…… – dziewczyna płakała coraz bardziej.
– Co się stało?! – wystraszyła się matka Carlosa.
– Michael….. on……..
– Co?
– ….zgwałcił mnie……..
– Nie…….. – Matilde także zaczęła płakać. Obie weszły do stojącej obok karetki i pojechały wraz z Carlosem Danielem do szpitala.
– Co z nim? – Carolina zapytała pielęgniarkę o stan zdrowia Carlosa Daniela.
– Na szczęście kula nie trafiła w okolice sercowe. To tylko rana. Za około…. tydzień powinien wyjść ze szpitala.
– Czy można go odwiedzić?
– Na razie śpi. Niech panie pójdą do domu przespać się. Odpocząć. – pielęgniarka odeszła.
– Carolino, idź. Ja zostanę. Jesteś zbyt blada. Wróć jutro rano.
– Ale….
– Będę przy nim i jak coś się stanie, zadzwonię do ciebie.
– Dobrze. – powiedziała i skierowała się w stronę wyjścia ze szpitala.
Wczesnym rankiem………
– Mwhm……. ughm……
– Synku, jestem przy tobie……. – Matilde uspokajała budzącego się Carlosa Daniela.
– Gdzie ja jestem…….? Co z Caroliną……?
– Jesteś w szpitalu. A ona zaraz powinna tu być.
– Co z Michaelem….?
– Trafił za kratki. Wiesz…… wydaje mi się że powinieneś o czymś wiedzieć….
– Co?
– Michael zdążył skrzywdzić Carolinę…….
– Jak to? Przecież zdążyliśmy na czas.
– Michael…. już wcześniej…… wczoraj……. on…….
– Co?
– On…….
– Mamo powiedz wreszcie! – Caros Daniel bał się odpowiedzi ale jeszcze straszniejsza była niepewność.
– On…. wykorzystał Carolinę.
– Wykorzystał……?
– On ją zgwałcił…… – gdy chłopak usłyszał te słowa zamknął oczy. Po chwili nie mógł się powstrzymać i łzy przepłynęły po jego opalonych policzkach.
– Carolina….. nie……
Rozdział XI
– Nie…. to nie możliwe……. – teraz Carlos Daniel już nawet nie próbował powstrzymywać łez. Nie spodziewał się tego ciosu. – Jak ona się czuje…? I to wszystko przeze mnie….. gdyby mnie nie poznała nigdy by tak nie cierpiała……
– Nie mów tak. To nie twoja wina. – pocieszała go Matilde.
– Mam tego dość! Zawiadom policję.
– Policję?
– Tak. Mam zamiar oskarżyć ojca o porwanie.
– „Nie…… dlaczego…. boże dlaczego tak się stało…….?” – Carolina całą noc płakała. Nie mogła zaakceptować siebie. Wstydziła się tego co ją spotkało. Michael wykorzystał ją. Wykorzystał, i to brutalnie. – „Nie…….. nie mogę płakać….. muszę iść do Carlosa Daniela. Nigdy się nie dowie o tym co mnie spotkało. Muszę być silna. Nie chcę aby cierpiał przeze mnie….”
– Chcesz zaskarżyć własnego ojca?
– A jak on mógł tak skrzywdzić własnego syna?!
– Dobrze. Pójdę zawiadomić policję. Aby tu przyjechali. – Matilde wyszła z pokoju. Po chwili ktoś inny do niego wszedł.
– Synu….. – nieznajomym okazał się Federicko.
– Nie zbliżaj się morderco!
– Jestem wciąż twoim ojcem.
– Wstydzę się takiego ojca! Ojca który nie potrafi zaakceptować szczęścia swego syna.
– Przykro mi z powodu porwania twojej przyjaciółki.
– Nie wypieraj się! Dobrze wiem że to ty! – po tych słowach Carlosa Daniela, Federicko wiedział że nie musi już ukrywać prawdy.
– Nic mi nie możesz zrobić.
– Mogę. Doprowadzić do twego pobytu w więzieniu, 'tato’!
– Nie masz dowodów na moją winę.
– Ale mam świadków.
– Ciekawe kogo?!
– Carolinę.
– Jesteś śmieszny…… – mówił z ironią – przecież tej dziwce nikt nie uwierzy.
– Zamknij się! Nie pozwalam ci tak o niej mówić! A poza tym… mam innego świadka.
– Michael nie zezna przeciwko mnie.
– Ale ja to zrobię! – do pokoju weszła Matilde razem z kilkoma policjantami.
– Jest pan aresztowany pod zarzutem zlecenia porwania. – nałożyli mężczyźnie kajdanki i wyprowadzili. Po paru sekundach do pokoju weszła Carolina.
– Nigdy nie pozwolę na to abyś wyszła za mojego syna! – krzyczał Federicko którego strażnicy wyprowadzali przez korytarz ze szpitala.
– Kochanie……. – powiedział Carlos Daniel a Carolina go pocałowała w usta. Spostrzegła coś na jego policzku.
– Carlos, ty… płakałeś. – stwierdziła. – Dlaczego?
– Carolino, powiedziałam mu. Musiał się dowiedzieć. – wtrąciła Matilde.
– To wszystko przeze mnie…. gdybyś mnie nie poznała…. to by się nigdy nie stało….. – odwrócił głowę na bok.
– Nie mów tak. Kocham cię. Tylko….. czy po tym wszystkim i ty…..
– To co się stało, nie zmienia faktu że cię kocham! – Carolina ponownie pocałowała swego ukochanego a zaraz po tym wszyscy usłyszeli krzyki i wystrzał pistoletu.
– Co się dzieje?! – Carolina wyszła na korytarz i zobaczyła biegnącego w jej stronę Federicka w rewolwerem.
– Carolina, ostrzegałem cię. Nie będziesz szczęśliwa z moim synem! – krzyknął i naładował broń.
Rozdział XII
– Co się dzieje?! – Carolina wyszła na korytarz i zobaczyła biegnącego w jego stronę Federicka w rewolwerem.
– Carolina, ostrzegałem cię. Nie będziesz szczęśliwa z moim synem! – krzyknął i naładował broń.
– Pomocy! – krzyknęła Carolina.
– Nic ci to nie pomoże. Nareszcie skończe z tobą. Nareszcie znikniesz z mojego życia i z życia Carlosa. – zagroził i nacisnął na spust. Carolina poczuła że ktoś wbiega przed nią. To była Matilde. To ją trafiła kula przeznaczona dla ukochanej Carlosa Daniela. Po chwili rozległ się drugi strzał. Któryś z policjantów postrzelił Federicko w nogę. Matilde przeniesiono do pokoju w którym leżał Carlos Daniel.
– Mamo……… – szepnął i otarł łzy z policzków.
– Synu……… to już mój…… koniec…….. – ledwo mówiła.
– Nie mów tak…… wszystko będzie dobrze…….
– Masz rację……… wszystko będzie dobrze……. ja umrę a ty będziesz….. szczęśliwy z Caroliną…….
– Mamo…..
– Bądźcie razem…. na zawsze….. dbaj o niego…….. – zwróciła się do Caroliny i po chwili zamknęła oczy.
– Mamo….. mamo…! – potrząsnął ją lekko syn. – Mamo nie umieraj….. mamo….. obudź się……! Wstań, słyszysz?….. Mamo……..
– Carlos…. twoja mama…… – Carolina próbowała pomóc ukochanemu w tych smutnych chwilach – …..ona już odeszła…….
– Nie……!
Po 3 miesiącach…….
– Czy ty, Carlosie Danielu Montero przysięgasz tej tutaj obecnej Carolinie Anastazji del Paz miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że jej nie opuścisz aż do śmierci?
– Tak.
– Czy ty, Carolino, Anastazjo del Paz przysięgasz temu tutaj obecnemu Carlosowi Danielowi Montero miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że jej nie opuścisz aż do śmierci?
– Tak. – uśmiechnęła się do Carlosa.
– Ogłaszam was mężem i żoną. Pan młody może pocałować pannę młodą. – po słowach księdza oboje pogrążyli się w głębokim pocałunku.
Następnego dnia w Acapulco……
– I jak ci się podoba pierwszy dzień miesiąca miodowego?
– Jest wspaniale. Kocham cię.
– Ja ciebie też. – no i jak zwykle tradycyjny pocałunek bohaterów na koniec tej opowieści.
„…i żyli długo i szczęśliwie…”
Autor opowiadania: Corristo.