Rytmatysta
Szukając książki z gatunku fantasy, całkiem przypadkowo trafiłem na twórczość Brandona Sandersona. Wpadłem dość głęboko odkrywając kolejne strony historii Archiwum Burzowego Światła. Dzięki pozytywnemu wrażeniu jakie we mnie pozostało po przeczytaniu tej serii, postanowiłem poszukać kolejnych książek tego autora. Tak trafiłem na Rytmatystę. Tym razem sprawdziłem liczbę stron – 310. Jeden tom. To wbrew pozorom, w przypadku tego autora, ważne. Przy pierwszym tomie z archiwum – nie sprawdziłem, przyszła do mnie w paczce prawdziwa cegła – ogromna księga na ponad tysiąc stron. Zupełnie się nie spodziewałem… Nim ją przeczytałem, okazało się, że autor napisał kolejne części, a nawet zostały przetłumaczone i wydane u nas… Naprawdę super sprawa. Daje to cichą nadzieję, że na jednym tomie się nie skończy.
Z tego co zdążyłem zaobserwować, w twórczości Sandersona najczęściej mamy do czynienia ze światem, w którym znajdziemy pewien rodzaj magii oraz dobrze zarysowanego interesującego bohatera, mierzącego się z przeciwnościami losu. Nie jest to jednak ani banalne ani przesadzone.
Jak to wszystko wygląda w Rytmatyście? Po kolei. Przeniesiemy się do XIX wieku, a jak już mówimy o kolei – nasi bohaterowie będą podróżować pociągami, oświetlać pomieszczenia świecami… Całkiem miła odmiana od codzienności jaką znamy, prawda? Natomiast tajemniczą mocą kreślącą… losy świata będzie kreda. Zmartwieniem świata zaś, będą kredowce – dwuwymiarowe stwory – szkice z kredy, odkryte przez króla Grzegorza III, który jako pierwszy się na nie natknął w trakcie swej wyprawy z Brytanii na tereny Ameryki.
Fabuła w dużej mierze skupiać się będzie na losach dwójki uczniów elitarnej Akademii Armedius – szkolącej przyszłych obrońców ludzkości przed złowrogimi kredowcami. Pierwszy z nich – Joel Saxon, zwykły chłopak, o ścisłym umyśle acz niepotrafiący ożywiać kredowych szkiców. Syn skromnego małżeństwa pracującego w akademii. Ojciec zajmował się wyrobem specjalnej kredy dla Rytmatystów, prowadził jakieś badania, niestety już nie żyje. Matka zaś zajęła się sprzątaniem akademii, dzięki czemu, mimo skromnych zarobków, udało jej się posłać syna do ów prestiżowej uczelni.
Joelowi towarzyszyć będzie Melody. Uparta dziewczyna, która lubi rysować, można powiedzieć, że to artystyczna dusza. Przykłada się do rysunków, dba o szczegóły, nie są to proste bezduszne techniczne szkice jak u innych. Pochodzi z rodziny w której wszyscy obdarzeni są zdolnością kontroli stworów z kredy, co wcale nie jest takie oczywiste – to nie jest umiejętność dziedziczna. Marzeniem chłopaka będzie zostać Rytmatystą, jej zaś… cóż najchętniej to rzuciłaby tę całą akademię.
Można by się także pokusić o porównanie do Pokemonów – walki kieszo… znaczy, kredowych stworów. Albo fuzji z Dragon Balla – jeśli się nie przyłożysz do rysunku, to będzie zwyczajnie słaby.
Rytmatysta mnie nie zawiódł. Książka jest solidnie wydana. Zaczynając od tajemniczej przyciągającej oko okładki przedstawiającej Rytmatyste kreślącego rysunek kredą, a na licznych dodatkowych szkicach w środku skończywszy. Nie znajdziemy tu przynudzających opisów ani nic niewnoszących dialogów. Akcja przyjemnie i sprawnie idzie do przodu. Historia wciąga, jest przemyślana i zawiera ciekawe zwroty akcji. Książkę można polecić zarówno młodzieży jak i starszemu czytelnikowi szukającemu klimatu fantasy. Mam nadzieję, że doczeka się kontynuacji!
ISBN: 9788374808385
Tytuł oryginału: The Rithmatist
Autor recenzji: volix.