Teleport 2004

Teleport 2004

Teleport…

Pierwsza myśl: „O Boże!”. Druga myśl: „Jadę!”. Trzecia myśl: „Za co?”. Myśl dzisiejsza: „WoW!”.

Mimo machinalnego, nawykowego wręcz zapożyczania imienia bożego, w zasadzie nierzadko nadaremno, z wielkimi chęciami, entuzjazmem i rozkoszą, a także, mogę to przyznać, ze sporym dofinansowaniem rodzicieli – TELEPORT 2004 zapisać mogę do swojego pamiętniczka. Dzisiejsze nastawienie wobec tej imprezy jest nad wyraz oczywiste: za rok ma być powtórka.

Konwent, na którym zjawiliśmy się w około tysięcznym składzie (nie znam oficjalnych wyników na razie), okazał się być bliżej niż nam się wydawało. Dojazd kolejowym środkiem lokomocji międzymiastowej do miasta Gdańska zajął niewiele ponad 2 godziny. Nie spodziewałem się większego nakładu czasu, aczkolwiek zadziwił mnie niebanalnie rączy jego upływ. Nie nudziłem się nawet jednej chwili: śmiechy, chichy i rechoty, chwilami rżenie ze śmiechu genialnie umilało podróż. Nie skomentuję powodów tego ordynarnego, trywialnego wręcz zachowania, które powodowało omijanie całego wagonu przez innych pasażerów, ze względów dydaktycznych. Nie zapominajmy, że jakakolwiek cenzura tutaj obowiązuje, czytają to dzieci, a świnka morska.

W samym Gdańsku, mimo początkowych problemów z orientacją, małych zdolności obeznania w terenie i chaosu wynikającego z liczebności grupy, udało nam się bez problemu… podłączyć do innych konwentowiczów, którzy zaprowadzili nas na miejsce: do Zespołu Szkół Łączności w Gdańsku.

Ogrom samej lokacji budził podziw. W moim rodzinnym Słupsku żadna, absolutnie żadna z kilkunastu przecież szkół nie mogłaby konkurować z gabarytem owej placówki. Mały tłumek przed głównym wejściem i trzy godziny do otwarcia. Wrócę w południe.

Wróciłem. Wtedy, jako dla osoby z prze(d)płaconą wejściówką, zostałem skierowany do tylnej bramy. Tam powitałem kolejny, aczkolwiek o wiele mniejszy zbiorek ludności. Wpuszczali trójkami, toteż już przed 13:00 zostałem wpuszczony. Potwierdzenie wcześniejszego pozbawienia gotówki, odbiór identyfikatora, akceptacja regulaminu, informator, metalowy, kolisty emblemat zielonej barwy – button Teleportu i jestem pełnoprawnym uczestnikiem. Poszukiwanie sypialni mojej grupy i jestem wśród swoich. Teraz czas na zabawę! Za stary jestem na to…

Na początek wszyscy, bo to było bardzo ważne, spróbowali zrozumieć system informatora. Prędko zrozumieliśmy jak się z nim poruszać. Choć został wydany w jedynie tysięcznym nakładzie, to jednak chyba nikomu nie zabrakło. Nawet, gdy ktoś go zgubił, to mógł skorzystać z masy informatorów innych uczestników. Ja sam zostałem zaskoczony swoim przewodnikiem. Mój dla przykładu miał kolorową okładkę, lekko utwardzaną. Widziałem inne, papierowe w całości, więc ze swojego byłem całkowicie zadowolony. Oprócz podstawowych rubryk, takich jak opis grupy koordynacyjnej, wstępniak, mapki i regulamin, pojawił się również niezwykle ciekawie zaprojektowany plan. Na każdy dzień 1/2/3 kartki z podziałem w poziomie na sale i w pionie na godziny.

Już w czwartek, kiedy to otwarcie zaplanowano na godzinę 17.00, na nudę nie było jednej chwili. Po kilku rozmowach (przez kilka godzin w sumie) z lokatorami mojej sypialni wybiła 17:00 i poszedłem na otwarcie. Tutaj pojawił się pierwszy kruczek w organizacji. Otóż nikomu z kochanych działaczy nie chciało się wkroczyć na scenę, ba, nawet przyjść do sali, gdzie ów rozpoczęcie miało się odbyć. Po dziesięciu minutach, skromnym będąc, zawołałem kolegę, z którym odważnie weszliśmy na estradę i dla ok. trzydziestu osób otworzyliśmy Teleport 2004. Usiedliśmy z powrotem i zaraz przyszedł pewien pan, który naprawdę gromko oklaskiwany – dopełnił formalności. Stamtąd postanowiłem udać się na prelekcje.

„Co to jest RPG?” – wyszła stąd bardzo zawzięta i emocjonująca dyskusja pomiędzy, jak mi się zdawało, dość zestresowanymi prelegentami, którzy naprawdę się starali i chcieli przybliżyć trochę światy RPG. Mimo chęci, pojawiały się błędy i niedociągnięcia w ich wypowiedzi, na co jedni reagowali retuszami, przez co narażali się na lincz od innych. Ogółem szybko doszło do polemiki, którą chyba wszyscy będziemy wspominać bardzo, bardzo długo i miło.

Potem Bartosz Storczyk poprowadził genialny wręcz wykład o początkach gier fabularnych w Polsce. Zrzut informacji, jakiego dokonał na moją osobę był zdumiewający. Ta prelekcja zapadła mi w pamięć właśnie ze względu na potok danych.

Nie zabrakło również zajęć traktujących o samych konwentach – poradnikach dla nowicjuszy. Godzina na ten temat została wykorzystana w 100% i moi towarzysze, którzy na tego rodzaju imprezie dopiero raczkowali, wynieśli wiele cennych nauk.

Do końca dnia zaprezentowano również trzy systemy – „Martwe Ziemie”, „Cyberpunk 2020” i „Zew Cthulhu”.

Tego samego dnia można było wysłuchać znawców o słowiańskich zaklęciach, rozwoju zbrojenia i zagrać w fenomenalne Kalambury Filmowe by Malcolm. To właśnie ten dział (KIJ – Konkursy Integrująco – Jednoczące) zrobił najwyższej klasy furorę pośród uczestników. Emocje sięgały zenitu, gdy jedna z drużyn nie odgadła „ET” z jazdy rowerem na księżyc lub wyjawiono nieodgadnięte hasło z bielą i drzewem – „Biały Oleander”. Najszybciej odgadnięte hasło – „Szybcy i Wściekli”, które sam pokazywałem (ciekawostka), odszyfrowano w ok. 2-4 sekundy. Trzecie miejsce i jestem radosny. Oczywiście sala kinowa prosperowała od 16:00 i zarzucono widzów wielkimi, aczkolwiek mało sławnymi pozycjami.

Do tego turnieje w LOTR, Mordheim, MGT, Warcraft III, LARP Paranoi, Zewu Chtulhu i prezentacje Mythosu: Konfrontacji i Warmachine. Czwartek zszedł, a ludziska (niewielu) udali się na spoczynek (po raz pierwszy tak bardzo pragnąłem wiecznego).

Oczywistym stało się, iż sen to nie to, czego szukamy na konwentach. Zresztą nie raz pierwszy i nie ostatni. Znów ogrom filmów od bladego świtu, turniej WH40k, MTG itp. Co do prelekcji i konkursów: można było naprawdę sporo posłuchać o fandomie, kulturze rycerskiej, mitycznym wędrowcu, systemach PRG.

Quizy – nie dało się niestety znaleźć na wszystkich, aczkolwiek emocji było multum w przypadku każdego. Rozpoznawanie anime z teledysku – sam odgadłem blisko 30 tytułów z bodajże 70 (niektóre leciały przez jedyną sekundę!). Konkurs potterowski, muzyczny, wiedzowy, fandomowy – walka, ekstaza, walka, eks…

Najciekawszym punktem programu na piątkowy wieczór był z pewnością Minikoncert, gdzie miałem ochotę posłuchać japońskiej muzyki, aranżowanej przez Akane. Wraz z nią czas umilały dwie wokalistki, przez co występ oceniam bardzo wysoko. Nocne projekcje anime również przypadły do gustu i znów nic tylko rzucić się w śpiwór, by za kilkadziesiąt minut stanąć na chwiejnych nogach, broniąc się ostatkiem sił przed upadkiem.

No i doszliśmy do półmetka. Sobotni poranek odszedł przez dyskusje o M&A w sieci i początkach fandomu. Można było wysłuchać o antykoncepcji w RPG, estetyce warsztatu pisarskiego, etc. Zdecydowanie najwięcej zabawy przyniosło popołudnie. Wtedy też odbył się konkurs na najlepszy teledysk z anime. Wszystkie teledyski, co mnie zadziwiło, prezentowały najwyższą klasę. Współczuję jury, gdyż musieli dokonać naprawdę trudnego wyboru.

18:00 – Cosplay. Z tym konkursem chyba wszyscy – organizatorzy, uczestnicy i widzowie, utożsamiają monumentalną salwę śmiechu. 5 scenek przyniosło naprawdę sporo emocji. Myślę, że wszystkie stroje były zrobione bardzo dobrze, aczkolwiek dużą rolę odgrywały scenki. Po raz kolejny dowiedziono (dowiodłem), iż dobra zabawa na konwencie to podstawa. Mój unikalny strój środka antykoncepcyjnego zdobył jedną z nagród. Dla ciekawostki był przygotowywany na dwie godziny, a zgłoszony – pięć minut przed rozgrywkami. Ogółem w przyszłym roku ten punkt programu polecam absolutnie wszystkim.

Później owego wieczora nastąpił konwentowy wyjec, czyli konkurs Karaoke, prowadzony przez Akane. W jury zasiadło pięć osób, a nagrodzili jedynych, którzy potrafili korzystać z mikrofonu, czyli mieli bardziej donośny głos. Cała trójka o mały włos nie uszkodziła sprzętu, aczkolwiek zmysł słuchu widowni z pewnością uległ znacznej metamorfozie.
Sobotni wieczór i noc, oprócz prelekcji i konkursów urozmaiciliśmy sobie gawędą w doborowym, sypialnianym towarzystwie. Rozmowy o wszystkim i niczym to chyba najlepszy sposób na noc, nudę i w ogóle na wszystko. Poznać można było masę naprawdę inteligentnych, ciekawych, elokwentnych i skomplikowanych duchowo ludzi. Od konsolowców, przez MTG’owców, fanów Warhammer’a, mangowców i publicystów, po tancerzy DDR.

Niedziela – ostatnie wykłady i dysputy, zamykanie turniejów, oficjalne zakończenie. Teleport 2004 dobiegł końca ok. 15.00. Koniec zabawy. Rozjazdy, pożegnania, łzy, powroty. Rześki deszczyk odprowadził naszą grupę na dworzec, by o 19.00, gdy wsiedliśmy do pociągu, rozpadać się na dobre.

Ogółem tegoroczny twór Gildii i Gdańskiego Klubu Fantastyki to ponad tysiąc uczestników, tysiąc informatorów, blisko sześćdziesiąt paneli dyskusyjnych i prelekcji, prezentacje i gry w blisko 30 systemach, DDR, 60 filmów, trzydzieści konkursów, mnóstwo zabawy, kilkunastu gości i jeden środek antykoncepcyjny. Niech fandom będzie z Wami!

Autor artykułu: Donovan